Od kilku lat na wskutek stosownych przepisów prawa, nasila się tendencja do ogłaszania przetargów na prowadzenie prac konserwatorskich. Założenie jest dobre, lecz jak zawsze życie weryfikuje nawet najlepsze idee. Najtańszy wykonawca nie zawsze znaczy najlepszy. Instytucja przetargu zakłada, iż osoby uczestniczące w przetargu maja nieposkromiony apetyt na zyski i patologicznie zawyżają koszty. To nie do końca jest tak, jak mogło by się wydawać. Pracujemy, aby zarabiać, ale nie można wykonywać pewnych prac niedbale, po to tylko, aby zmieścić się w kwocie pozwalającej wygrać przetarg. Są firmy ( na szczęście nieliczne!!!), które kosztem zaniżania wycen wygrywają przetargi, a potem mają problemy z należytym wykonaniem dzieła. Wtedy albo rezygnują, albo kombinują, czyli szukają podwykonawców za głodowe stawki. Poza tym każda firma ma inny poziom kosztów stałych (czynsze, kredyty, innowacje ) i nie można wzorem gospodarki planowej ustalać cen . Najlepszym przykładem jest wiele naszych dróg. Co chwila są łatane asfaltem "z reklamówki" i jak skończą w jedną ulicę to już mają do poprawy drugą. Sam ostatnio widziałem jednego z drogowców, sypiącego asfalt z reklamówki a drugi to przyklepywał łopatą. W przypadku konserwacji zabytków podobne praktyki są niedopuszczalne. Ale co zrobić. Przetarg trzeba wygrać, a potem niech się dzieje co chce....... Pozostaje jeszcze kwestia asekuracji urzędników przygotowujących zakres prac. W wielu przypadkach warunki uczestnictwa w przetargu są sprzeczne ze sobą lub np. wykluczają możliwość udziału drobniejszych firm, które i tak będą potem podwykonawcami.
święta racja! właśnie padłam ofiarą takiej oszukańczej firmy (budowlanej!), która wygrała przetarg na obiekt zabytkowy za małą stawkę, zatrudniłam się jako podwykonawca, (jestem konserwatorem zabytków), po skończeniu roboty nie zechcieli zapłacić.. jestem mała firmą, nie mam kapitału, ale mam potencjał, fachową specjalistyczną wiedzę i umiejętności, ale z takimi molochami nie wygram... jakoś dziwnie to prawo jest skonstruowane, firma budowlana dostaje pozwolenie na prace na zabytku, oficjalnie robi go własnymi siłami, a tym czasem podwykonawców jest co najmniej 5, ciekawe co na to inwestor? w ofercie przetargowej nie ma podwykonawców!bo jak by byli, musieli by dostawac kase bezposrenio od inwestora! pwenie juz na tym poziomie jest przewał i to bardzo duży, "kolesie" zacierają łapy, a najbardziej cierpi na tym ten podwykonawca, narobisz się, a potem się okazuje ze wogle Cie tam nie było, bo nie ma Cie w papierach u inwestora!!!, a za twoje uczciwie zarobione pieniądze prezesi zarądu grzeją dupy w Egipcie!!!
OdpowiedzUsuńWidzę, iż nie jest to niestety tylko mój problem.
OdpowiedzUsuń